Wiem, że tym postem wbijam kij w mrowisko. Wiem też, że poród to temat tak szalenie ważny i wrażliwy dla kobiet, że zdecydowana większość po przeczytaniu tego posta zastosuje się do przeczytanych wskazówek. Od razu podkreślam, że nie będzie mowy o łażeniu po schodach, dzikim seksie z partnerem, ani myciu podłogi na kolanach. Podkreślam również, że nie jestem lekarzem ani farmaceutą, a tym bardziej położną. Post ma charakter informacyjny.

No to może tytułem wstępu o moich porodach w telegraficznym skrócie. Pierwszy – krew pot i łzy. Jeśli samą akcję porodową miałabym określić jednym słowem, zdecydowanie byłoby nim słowo „mordor”. Potem dostałam moją córeczkę w ramiona i wszystko to nie miało już znaczenia. Koktajl hormonów to określenie wymyślone przez jednego naukowca, przynajmniej w części oddaje to co się czuje, dla mnie to przeżycie z pogranicza świadomości. Co nie zmienia faktu, że poród był długi i w ogóle mordor. Jedno słowo na określenie drugiego porodu, proszę bardzo, tym słowem jest „juuuż?” Jak szybko urodziłam oddadzą tylko liczby. O godzinie 7:30 prostowałam jeszcze w mieszkaniu włosy ( w końcu trzeba jakoś wyglądać jak się weźmie w ramiona swojego drugiego najważniejszego w życiu mężczyznę :-)), o 8:10 wsiadałam w taksówkę, a o godzinie 8:50 po przejechaniu 15 kilometrów na świat przyszedł nasz synek. Czyli w skrócie, nie zdążyłam się przebrać nawet w koszulę. Ja wiem, że drugi poród zazwyczaj jest szybszy (choć nie zawsze), ja jednak nie mam wątpliwości, że w moim przypadku do tak szybkiej akcji porodowej przyczyniło się to, co praktykowałam kilka miesięcy wcześniej. Mowa o:

  1. Medytacji i pozytywnej wizualizacji
  2. Piciu oleju z wiesiołka
  3. Piciu naparu z liści malin

Medytacja i pozytywna wizualizacja

To jaki wpływ na nasze życie mają przekonania pisałam całkiem niedawno tutaj. Nie mam złudzeń, że wszystkie niekorzystne wydarzenia przy pierwszym porodzie są wynikiem lęku, który gromadziłam w sobie latami. Nakręcona historiami kobiet, które rozkoszowały się opowiadaniem swoich nieprzyjemnych porodowych historii wręcz drętwiałam na myśl o tym, że kiedyś będę musiała to przeżyć. Jak na zamówienie już na izbie przyjęć zaczął się mój koszmar. Spotkanie z lekarzem o zerowych kompetencjach emocjonalnych (i zawodowych jak się później okazało) odbiło się na całej przedłużającej się akcji porodowej. Jak wiadomo najlepszą szkołę daje nam życie. Do drugiego porodu dojrzałam emocjonalnie. Nie czytałam w internecie absolutnie nic na temat porodów, nie oglądałam „obrazowej” dokumentacji porodów, po prostu sobie żyłam, a w środku mnie mój syn. W połowie ciąży zaczęłam praktykować medytację z wizualizacją. Włączając w to emocje powtarzałam sobie, że to będzie szybki, bezpieczny i bezbolesny poród obrazując sobie swoje szczęście. I taki dokładnie był mój poród, można wręcz stwierdzić, że był niebezpiecznie szybki i niebezpiecznie bezbolesny, gdyż pomimo częstych skurczy zwlekałam z wyjazdem czekając na ból w stylu „o-ja-cie-chromole”.

Patrząc na inne kobiety jakie przewinęły się w moim życiu, ich podejście do porodu i przeżycia mogę potwierdzić, że w 100% nastawienie pokrywa się z rzeczywistością. O wpływie umysłu i przekonań na nasze życia można pisać bez końca. Nie mam złudzeń co do tego, że myśli kreują naszą rzeczywistość. Wpojone teorie, dogmaty, czy medialne manipulacyjne zagrywki walczą z tym, żeby nas przekonać, że to nieprawda. W końcu ciężko sterować i manipulować człowiekiem, który ma świadomość swojej gigantycznej mocy. No i jak wiadomo samodzielna pomoc siłą umysłu jest zupełnie bezpłatna. A niektórzy przecież oczekują zapłaty za tę specjalną usługę, czy to wciskają nam blisterek w kartoniku „na wszystko”, czy podkładając nam pod nos wiklinową tackę z uśmiechem na twarzy oczekując niezobowiązującej „ofiary”.

Dlatego kobietki, te w ciąży i te planujące ciążę. Pamiętajcie  – CAŁA MOC JEST W WAS! Rodzimy głową, macica jest tylko narzędziem, którym steruje mózg.

Jeśli chodzi o punkt drugi i trzeci, nie będę go rozwijać. Powód? Dygam się, ciąże są różne, nie chcę podawać konkretnych wskazówek, bo to co dla mnie było świetnym rozwiązaniem, dla innej kobiety może się okazać mniej przyjemne. Powiem tylko, że JA obydwa specyfiki przyjmowałam miesiąc przed porodem, codziennie. Proponuję własne poszukiwania w sieci i konsultacje ze swoim lekarzem, czy położną. Spotkałam się z opiniami, że położne doradzały tę „kurację” przed porodem. Ci, którzy są beznamiętnie wpatrzeni w piguły wyśmieją was, więc proponuję względnie zadać pytanie, czy nie ma przeciwwskazań.

Krótkich, bezbolesnych i pięknych porodów wam życzę!

Kategorie: Kobieta